Dziewczyny na rowerach - Zawijam kiecę i lecę!
Dawniej jadąc w maratonie słyszałam wśród kibiców: „Patrzcie! Dziewczyny też startują!” O tym trzeba już zapomnieć i przyzwyczaić się do widoku, kiedy to właśnie kobieta mija Cię na trasie. Kiedy zaproponowano mi napisanie tego artykułu, wcale nie byłam zaskoczona. Ba! Podczas ostatnich treningów stale o tym myślałam, gdyż mijałam rzeszę kobiet na dwóch kołach, a ich tempo było dalekie od wycieczkowego!
Nieraz muszę się nieźle nakręcić, aby dojść kobietkę przede mną i to niezależnie od tego czy jest to maraton, ścieżka rowerowa czy krakowskie ulice! Że jest nas coraz więcej, to niepodważalny fakt, ale dlaczego? O to zapytałam kilka pań na krakowskiej alei rowerowej. Moje pytanie było proste, a odpowiedź lakonicznie krótka i pierwsza, która przyszła im na myśl. Na rowerze jeżdżę, ponieważ? - Nie mam auta, a poza tym to i tak bez sensu, jest za duży ruch na drogach! - stwierdziła Agnieszka, którą złapałam zadyszaną, pędzącą na zajęcia na swoim przyrdzewiałym rowerze typu komunijnego z koszykiem na kierownicy wypchanym papierami. Podobną opinię miała Kinga, która z pewnością w głosie powiedziała że: Dzięki temu nie muszę stać w korkach i oszczędzam sporo czasu. Kinga, to moja koleżanka z uczelni, która codziennie pomyka na swym „italbajku” na zajęcia. Niedawno zaopatrzyła się również w koszyk i błotniki, a ode mnie dostała kolegę krokodyla - trąbkę. Dzięki temu zawsze wpada do szkoły z rozwianym włosem, lekką zadyszką i - jak stwierdza - jest to doskonały sposób na utrzymanie formy! Właśnie - utrzymanie aktywności fizycznej, to drugi, często wymieniany powód. Zatrzymałam na ścieżce dwie kobiety w kwiecie wieku, sportowo ubrane, które wyposażone były tym razem w sprzęty wysokiej jakości, o budowie i kolorystyce typowo kobiecej. Nie pomyliłam się, gdyż ich odpowiedź na moje pytanie była prosta. Na rowerze spotkałam je ponieważ: Chcą zrzucić zbędne kilogramy i zadbać o dobra kondycję. To niewątpliwie jeden z ważniejszych i niepodważalnych powodów. - Rower to prosta i skuteczna metoda utrzymania swojego ciała w dobrej formie, a przy okazji można zwiedzić sporo ciekawych miejsc i poznać jakiegoś przystojniaka! Tak właśnie podsumowały swój rowerowy wypad Gośka i Anka, dwie licealistki, które już wracały z wycieczki rowerowej. No dobrze…, a co z maratonami? Tutaj to dopiero jest konkurencja! Nieważny jest wiek, waga, rower czy ilość dzieci w sznureczku za mamą…, tutaj każda walczy! Kilka razy startowałam z ostatniego sektora i za każdym razem potwierdzała się niesamowita waleczność i wytrzymałość wśród kobiet. A jeżdżą, bo: z przodu śmiga ich mąż, za nimi dzieci, a one mają wielką frajdę i przygodę! Druga spora grupa to dziewczyny, które - już można śmiało powiedzieć - profesjonalnie zaczęły trenować. Mają swój klub, trenera, sponsorów i rowery z wyższej półki. Analizując wyniki, trzeba przyznać, że - oprócz ilości startujących zawodniczek - rośnie również ich poziom.
Nie ma przepaści pomiędzy kolejnymi miejscami, a walka nieraz toczy się o metry, od samego startu aż do mety. Cross-Country to dyscyplina, która przestała się tak prężnie rozwijać jak maratony, ale mimo wszystko i tu widać napływ płci pięknej, szczególnie w tych najmłodszych kategoriach wiekowych. Na starcie Grand Prix ilość młodziczek i juniorek młodszych znacznie przekracza liczebność pań z elity. Daje to dobre prognozy na przyszłość, gdyż rośnie narybek i następczynie wielkich gwiazd. Teraz tylko kwestia dobrego podejścia, wyłowienia talentów i zajęcia się dziewczynami. Przy tym temacie nie mogło obejść się bez pytania do „guru” kobiecego kolarstwa. Ania Szafraniec bardzo trafnie uznała, że każdy ma w życiu jakieś nałogi... alkohol, papierosy, motory…, a ona ma rower, który towarzyszy jej już od 14 lat i stanowi część jej życia! U mnie staż także nieubłaganie rośnie. Mój najwierniejszy przyjaciel, jakim jest rower, jest ze mną już 9 lat i ośmielę się napisać, że go kocham! Razem trenujemy, podziwiamy widoki, gubimy wszystkie stresy i nerwy. Nie traktuję tego jak zawód i to jest w tym wszystkim najfajniejsze. Trening i cały cykl przygotowań sprawia mi ogromną frajdę i nakręca do działania. Rower jest czasem lepszy niż facet. Nigdy nie zdradzi, nie brudzi zanadto, nie marudzi i nawet jeździ na zakupy! Czasem trochę piszczy, ale nie jest zbyt wymagający i zaspokaja się odrobiną smaru! O miłości do roweru równiej napisała mi nasza medalistka z Pekinu! Dla Majki rower to najlepsze, co może być dla ciała i ducha, pozwala utrzymać świetną kondycję i obcować z naturą zwiedzając świat. Dla Majki istotna jest również niesamowita satysfakcja z pokonywania trudnych zjazdów! Zawodowstwo - jak twierdzi - to już zupełnie inna bajka. Tu rower przynosi przyjemność, jednak większość to ciężka harówka. Jest jednak tyle innych plusów z zawodowego uprawiania tej dyscypliny, że nie zmieniłaby tego fachu na żaden inny! A kto był pierwszy i jeździ do dziś? Już w 1992 roku organizowano zawody MTB w Polsce, a na trasach od samego początku Justyna Frączek (Tysia), a także Dorota Warczyk. To niewątpliwie panie, które zasługują na order. Jeżdżą do dziś i ciągle są na topie! Tysia to już prawdziwa weteranka, startuje w najcięższych i najdłuższych wyścigach, a także w rajdach przygodowych, gdzie wyścig trwa kilka dni i nieraz dosłownie śpi się na drzewach! Dorota z kolei jest Panią trener, pod swoimi skrzydłami ma sporą grupkę młodych kolarzy i cały czas trzyma wysoką formę. Rower daje nam coś więcej…, rower daje niesamowite poczucie wolności, beztroski i dreszczyku emocji. Wiatr we włosach, muza w uszach, błękit nieba, blask słońca i piękna trasa… czego chcieć więcej? Fajnego roweru, który będzie spełniał potrzeby kobiet.
Liczba pań jeżdżąca na rowerach diametralnie wzrosła, co widać gołym okiem i żadne słupki nie są tu konieczne. Ale statystyki, jakie prowadzimy od kilku lat, pokazują, że odsetek osobostartów nas, pań startujących w maratonach od 2003 roku, wrósł z 6% do 10% w 2007 r. i od tego czasu utrzymuje sie na takim poziomie. Jednak w liczbach bezwzględnych widać ewidentny wzrost damskich startów z 330 w 2003 do ponad 3 tys. w zeszłym sezonie. Analiza przeprowadzona na podstawie pierwszych imprez najważniejszych cyklów maratońskich pokazała, że jak na razie w tym sezonie mamy maleńki, jednoprocentowy regres względem panów, ale i tak jest to już ponad 700 startów. Widocznie znaczna część bikerek nie odkryła jeszcze, ile frajdy może dawać sportowa rywalizacja w peletonie albo nie zdążyły się jeszcze „rozkręci” w tym sezonie. No właśnie, bo cztery najfajniejsze miesiące rowerowej aktywności ciągle jeszcze przed nami. Liczymy na damską mobilizację i na to, że w tym sezonie słupki znowu pójdą w górę. Jeśli chodzi o najczęściej odwiedzane wyścigi, to najbardziej damy upodobały sobie Skandię a na drugim miejscu maratony ESKI. Imprezy te zachęcają specjalnie przygotowanymi trasami typu „hobby”, gdzie można lightowo przejechała całą trasę i nie zadrapać sobie ciałka, aby później móc prezentować się w miniówie.