Urok rumieńców
Nagle robi się gorąco, ręce i kolana zaczynają drżeć, twarz pokrywa rumieniec, serce przyspiesza rytm, skacze ciśnienie krwi. Występuje pot, mdłości i uczucie suchości w ustach. Tak reagują ludzie nieśmiali. Zażenowanie, onieśmielenie przeszkadza im w życiu, utrudnia nawiązanie kontaktu z innymi, zdanie egzaminu, szukanie pracy, publiczny występ. Zestresowani, zalęknieni nie zapytają o drogę, nie pójdą solo na przyjęcie lub do kina, nie sklecą dwóch zdań przy obcych. Pozostają zawstydzeni, speszeni, wycofani, w cieniu własnych lęków i tremy.
Deficyt miłości
Brak pewności siebie najczęściej spowodowany jest niską samooceną i niewiarą we własne siły. Skąd się bierze ta postawa? Naukowcy uważają, że jest uwarunkowana genetycznie i zależy od indywidualnych cech budowy mózgu. Z badań amerykańskich uczonych wynika, że 15–20% maluchów zdradza oznaki nieśmiałości już w czwartym miesiącu życia. Na widok nie-znanych osób lub przedmiotów reagują bardziej nerwowo (np. płaczem) niż inne niemowlaki. Te zachowania mają już zakodowane w DNA. Dzięki życzliwości, akceptacji, cierpliwości i miłości najbliższych jedna czwarta z nich nabierze pewności siebie. Reszta częstokroć odrzucana przez rodziców, mają-ca złe doświadczenia ze starszym rodzeństwem czy rówieśnikami, będzie miała problemy w dorosłym życiu, spowodowane deficytem miłości. Nieśmiałość ma bowiem zwykle korzenie w rodzinnym domu. Dzieci, które czują się niekochane, brakuje im zainteresowania najbliższych, mają poczucie niskiej wartości, boją się życia. Podobnie dzieje się w rodzinach, gdzie malcy muszą spełniać tylko rozkazy i nie mogą mieć własnego zdania. Później, w życiu dorosłym stają się potulni, tłumią uczucie ze strachu przed odrzuceniem. Ich lęki są zagrożeniem płynącym z wnętrza, nieprzyjaznych myśli, emocji, wyobrażeń. Te strachy zagnieżdżają się na lata, owocując za-burzeniami emocjonalnymi oraz nieśmiałością. Około 75% dotkniętych nią dorosłych czuje się nieswojo w obecności innych. Aż 65% z trudem po-wstrzymuje przerażenie, kiedy sam na sam rozmawia z osobą płci przeciwnej. Blisko 50% krępuje się spotkań z krewnymi, co piąty wstydzi się nawet rodziców lub rodzeństwa.
Wszystko zaczyna się już w piaskownicy. Dziecko stroni od kontaktów z rówieśnikami i staje się odludkiem. W szkole siedzi samo, nie ma kolegów ani koleżanek. Nie bierze udziału w występach, choć ma ładny głos i lubi śpiewać we własnym pokoju, potrafi pięknie deklamować wiersze. Jako nastolatek nie chodzi na koleżeńskie spotkania, plotki, tańce, mimo że o tym marzy. Nie ma chłopaka lub dziewczyny. Wystarczy, że jakiś osobnik płci odmiennej go zagadnie, czerwieni się jak burak, a na szyi ma okropne sine plamy. Powoli nieśmiałość zaczyna dominować nad całym życiem. Coraz go-rzej z nią żyć i opanować.
To już fobia
Nieśmiałość należy odróżnić od tzw. fobii społecznej (ang. social anxiety disorder), nazywanej potocznie zespołem SAD. Łączy się on z od-czuwaniem silnego, chorobliwego lęku przed osądem innych ludzi. Cierpi z jego powodu około 6–8% nieśmiałych. Osoby te panicznie boją się zakłopotania, tremy, poniżenia odczuwanych w obecności innych. Uważają, że oczy bliskich i obcych patrzą wyłącznie na nich, by nieprzychylnie osądzać. To już nie tylko strach przed publicznym wystąpieniem czy rozmową z szefem, ale także niemożność jazdy windą, jeśli znajdują się w niej inni ludzie. Człowiek dotknięty fobią społeczną raczej będzie biegł na dziesiąte piętro, niż do niej wsiądzie. Czasami lęk przed osądem innych ludzi nie pozwoli mu wyjść z domu. Bo przecież chodzenie po ulicy jest niemożliwe bez spotykania nieznajomych, a wtedy natychmiast pojawia się lęk: jak wypadnę, jak mnie osądzą. Chorzy przeglądają się w ludziach, jak w krzywym zwierciadle. Kiedy „lustro” skrzywi się, gdy na nich patrzy (lub z nimi rozmawia), biorą to za porażkę. Nie przychodzi im do głowy, że kogoś po prostu zabolała głowa, a ludzie tak naprawdę zajęci są sobą. Na innych zwracają uwagę migawkowo, krytycznie, ale niezbyt trwale. Natomiast nieśmiały, obarczony zespołem SAD, zadręcza się z powodu każdego kontaktu międzyludzkiego, który urasta do rangi klęski życiowej. W rezultacie wiele korzystnych możliwości przechodzi mu koło nosa. Wycofuje się z życia, ucieka od ludzi, uważa siebie za nieudacznika, który niewiele potrafi. Uciekając od świata, odczuwa jednocześnie silne osamotnienie, ma trudności w nauce, pracy, nachodzą go myśli samobójcze. Fobię społeczną koniecznie należy leczyć u psychiatry.
Wyjdź z mysiej dziury
Amerykański psycholog Bernardo Carducci, z Instytutu Badań nad Nieśmiałością (Uniwersytet Indiana) twierdzi, że nieśmiałość ma wiele dobrych stron, a rumieńce dużo uroku. Traktujmy je jako bilet do szczęścia, a nie zakaz wstępu. Ludzie obdarzeni nieśmiałością (nie obarczeni) postrzegani są jako wrażliwi, taktowni, dyskretni. Budzą sympatię i chęć pomocy, trudniej im odmówić, szczególnie jeśli swej bolączki nie ukrywają. Wstydząc się zażenowania lub starając się go zataić tylko pogarszają sytuację. Mówiąc otwarcie o trapiących ich problemach, zyskują wsparcie innych, z których wielu ma podobne. Ludzi nieśmiałych nie jest przecież mało. Bernardo Carducci twierdzi, że potrzeba akceptacji (nawet wręcz chorobliwa) to uniwersalne ludzkie uczucie. Pochodzi ona z czasów, kiedy nasi prapraprzodkowie mogli przeżyć tylko razem. Odrzucenie przez współplemieńców oznaczało śmierć. I choć dziś samotni radzimy sobie wspaniale, lęk pozostał. To on nie pozwala odezwać się w towarzystwie czy umówić na randkę. Trzeba się więc do niego przyznać przed sobą i innymi (wtedy będą wiedzieć, że nasze zachowanie nie wypływa z zadzierania nosa) oraz starać pokonać zmorę. Pomimo rumieńców, drżenia rąk i skurczów brzucha opowiedzieć dowcip w towarzystwie, pójść samemu na przyjęcie, zapytać nieznajomego o godzinę (choć mamy zegarek). Wszystkie te trudne dla nas sytuacje można przetrenować przed lustrem (jak aktor). Można też założyć zeszyt do notowania ciekawych myśli czy informacji. Wystarczy, że przed spotkaniem przejrzymy go i mamy tematy do rozmowy. Starajmy się poznać swe zalety i mocne strony (każdy je ma oprócz wad) rozwijać umiejętności, do których mamy predyspozycje. Możemy wstydzić się, peszyć. Nie oznacza to jednak, że mamy schować się w mysiej dziurze, choć każdy krok ku śmiałości jest trudny i mozolny. Trzeba przy nim przełamać lęk i uczynić z niego swego przyjaciela.
Krok w życie
Niektórzy psycholodzy polecają nieśmiałym metodę „rzucania się na głęboką wodę”. To trochę tak jak z nauką pływania. Możesz od razu skoczyć do głębokiego jeziora lub uczyć się pływania systematycznie. Dla wielu osób ta druga metoda okazuje się lepsza. W niej kluczem do sukcesu jest dzielenie dużych celów na mniejsze, systematyczne osiąganie pozornie nieznacznych rezultatów. Początkowo wystarczy przyznanie komuś racji, zdobycie się na niezobowiązujący komplement. Następny krok to zadanie głośno pytania, jeszcze dalszy wypowiedzenie opinii na znany, bliski nam temat (to trudniejsze od zadawania pytań). Krokiem w życie jest też przeniesienie uwagi na ludzi, którzy nas otaczają. Osoby niepewne zwykle koncentrują się na swoim zachowaniu, co czyni je nerwowymi i speszonymi. Jeśli potrafią znaleźć w towarzystwie kogoś, kto wydaje im się interesujący i przystępny, mający miły uśmiech to prawdopodobnie nawiązanie z nim znajomości (można poprosić kogoś, aby nas przedstawił lub odezwać się pierwszemu) może przełamać barierę zażenowania. Tym bardziej, że nasza nieśmiałość często okazuje się atrakcyjna. Dodaje np. tajemniczości, a powściągliwość w zachowaniu pozwala wejść bezkonfliktowo w nowe środowisko. Jeśli jednak niepowodzenia (przykre, ale nieuniknione) sprawią, że zamiast krok do przodu, zrobimy obrót w tył, spróbujmy skorzystać z pomocy psychiatry lub psychologa. Często przydatna okazuje się terapia grupowa. Daje bowiem możliwość wypróbowania śmielszych zachowań wobec innych ludzi, przekonania się, że nasze strachy czy obawy są irracjonalne i przesadne. Dobrze jest też subiektywną ocenę własnej osoby skonfrontować ze zdaniem innych, najlepiej nie związanych z nami emocjonalnie. Na spotkaniach terapeutycznych pacjenci m.in. opowiadają o trudnych sytuacjach i jak sobie w nich poradzili. Odgrywają sceny wywołujące w nich panikę: zaproszenie kogoś na randkę, rozmowę z szefem, publiczne zabranie głosu. Czasami psychoterapia i techniki relaksacyjne przynoszą mierne rezultaty. Można wtedy wyciszyć emocje uspokajającą tabletką, np. Kalm czy De-prim. Zawarte w nich wyciągi ziołowe pomagają opanować rumieńce lub drżenie rąk. Za leki pozwalające uporać się z nieśmiałością (przepisywane na receptę) uchodzą preparaty przeciwdepresyjne, zwiększające poziom serotoniny w mózgu. Jest ona hormonem, który wywołuje uczucie błogostanu i dodaje pewności siebie.
Tak się zaczyna
Kiedyś z powodu nieśmiałości mężczyźni pili. Dziś po alkohol dla kurażu sięgają też kobiety, które po kilku drinkach czują się mniej skrępowane. Alkohol usypia jednak wewnętrznego krytyka i łatwiej po nim pleść głupstwa. Problem w tym, co dzieje się potem. Rano budzimy się zawstydzone wczorajszym zachowaniem. Przemykamy chyłkiem do pokoju biurowego i zażenowane spuszczamy głowę nad papierami, nie odzywając się do nikogo. Jeśli mamy wieczorem jakieś spotkanie, znowu musimy się napić. Na trzeźwo coraz trudniej nam rozmawiać. Pijemy coraz częściej. Po jakimś czasie mamy nie tylko problem z pokonywaniem nieśmiałości, ale także konieczność zmierzenia się z alkoholizmem.
E-mail się nie rumieni
Już przed wiekami starożytny rzymski mówca, filozof i mąż stanu, Cyceron napisał, że list się nie rumieni. Tym bardziej nie rumienią się współczesne e-maile, coraz częściej służące uwodzeniu i flirtowaniu. Być może, wybawiają nieśmiałych. Obiekt westchnień nie widzi bowiem, jak płomienny rumieniec spływa z ich twarzy po szyję i dekolt. Dziś bowiem czerwienienie się, któremu towarzyszy kulinarna metafora: spiec raka, wprawia w zakłopotanie szczególnie mężczyzn. Natomiast dla Adama Mickiewicza było ono czymś naturalnym. W liście do Maryli pisał: ledwiem ciebie zobaczył, jużem się zapłonił. Męskich rumieńców z podtekstem erotycznym można zresztą znaleźć u naszego wieszcza więcej. Pokrywają one twarz Tadeusza, kiedy postrzega Zosię/ Twarz podróżnego barwą spłonęła rumianą / Jak obłok, gdy z jutrzenką napotka się ranną / Skromny młodzieniec oczy mrużył i przysłonił / Chciał coś mówić, przepraszać, tylko się ukłonił. Psychiatrzy twierdzą, że dziś także czerwienią się policzki zakochanej młodości „durnej i chmurnej”. Nieśmiałych zresztą przybywa. Ukryci za ekranami komputerów, wirtualni emigranci, biegający po internecie nie umieją nawiązać kontaktu z drugim człowiekiem, szczególnie obiektem uczuć. Pociechą dla nich może być, że rumieńce z wiekiem na pewno bledną.
Sławni nieśmiali
Należeli do nich:
- Zygmunt Freud – austriacki psychiatra, twórca psychoanalizy, który nie potrafił rozmawiać z pacjentkami patrząc im prosto w oczy
- Francoise Sagan – francuska pisarka, autorka „Witaj smutku”, która nieśmiałość pokrywała potokiem bardzo szybko wyrzucanych słów
- Woody Allena – amerykański reżyser filmowy, który w trudnych sytuacjach nerwowo chodzi i bez przerwy zaciera spocone ręce.